Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi blasiaczek z miasteczka Verwood. Mam przejechane 76435.57 kilometrów w tym 611.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.56 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 102101 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy blasiaczek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:1352.37 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:59:08
Średnia prędkość:22.87 km/h
Maksymalna prędkość:53.75 km/h
Maks. tętno maksymalne:165 (84 %)
Maks. tętno średnie:126 (64 %)
Suma kalorii:19648 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:58.80 km i 2h 34m
Więcej statystyk
  • DST 24.39km
  • Czas 01:04
  • VAVG 22.87km/h
  • VMAX 35.15km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 100kcal
  • Sprzęt Trek 4300
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy (Markusy - Elbląg)

Poniedziałek, 4 czerwca 2012 · dodano: 05.06.2012 | Komentarze 0

Pogoda w końcu się uspokoiła.


Kategoria 0-30 km


  • DST 258.26km
  • Czas 12:27
  • VAVG 20.74km/h
  • VMAX 41.78km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Kalorie 6000kcal
  • Sprzęt Trek 4300
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Warmii i Mazurach (dzień II)

Sobota, 2 czerwca 2012 · dodano: 02.06.2012 | Komentarze 9

Nowy dzień zaczął się chłodem i trasą do Iłowa-Osady (gmina), gdzie nie znalazłem urzędu gminy gdyż nigdzie nie paliły się lampy. Spora miejscowość a ciemno jak w dupie. Jedynie na stacji kolejowej było światło więc tam siadłem na chwilkę.

Będąc niedaleko zajechałem też do Mławy opuszczając na chwilę nasze województwo.
W Mławie sytuacja podobna co w Iłowie, wszędzie ciemno jak w dupie, że nic nie było widać. Jedyne światła były zapalone na rynku i w najbliższym otoczeniu.

W Dalszym planie miałem jazdę na Janowiec Kościelny i tak zrobiłem korzystając z drogi nr 7, która na szczęście była dość pusta i z poboczem.

Niska temperatura skłoniła mnie do ponownej wizyty na stacji, tym razem Lotosu i wypicia kolejnej kawy. Gdy ruszałem w dalszą drogę robiło się już szaro a więc czekała mnie przyjemniejsza jazda. Niestety do wschodu słońca dzieliło mnie jeszcze sporo czasu więc na szybki wzrost temperatury nie miałem co liczyć. Wzmagał się za to wiatr, który potęgował poczucie chłodu, który po dojeździe do Wielbarka był już naprawdę silny więc dalsza trasa w stronę Rozogów nie była już zbyt miła. Na dodatek na horyzoncie pojawiały się coraz groźniej wyglądające chmury, które doszły mnie tuż przed Rozogami.
Deszcz przeczekałem na przystanku autobusowym ale zacząłem się zastanawiać nad moimi możliwościami ucieczki i powrotu do domu, gdyż jazda przestała mi sprawiać frajdę a zaczynała być utrapieniem.
Do wyboru miałem powrót do Olsztyna przez Szczytno lub dalszą jazdę na Ełk.
Wybrałem tę drugą opcję ze względu na kierunek wiatru, który w przypadku powrotu do Olsztyna byłby ciągle przeciwny.

Po przejściu pierwszego deszczu, pojawił się kolejny jeszcze bardziej intensywny a wiatr wciąż się wzmagał więc dalsza jazda wciąż była przerywana. Kilka razy nie dałem rady uniknąć zmoczenia, szczególnie tuż przed Piszem i w samym mieście.

Dalsza jazda do samego Ełku to ciągłe uciekanie i chowanie się przed deszczem więc zapas czasu jaki miałem do pociągu szybko topniał i po dotarciu na miejsce wyniósł zaledwie 20 minut przy zwiększonym nakładzie nadwątlonych już w tej chwili sił.

Co do wyjazdu mam mieszane uczucia. Z jednej strony żałuję, że nie udało mi się pokonać założonej trasy, przez co pozostaje nieodosyt. Z drugiej strony cieszę się, że jednak zdecydowałem się ruszyć pomimo niekorzystnych prognoz.

Co do zmęczenia to wyjazd nie kosztował mnie nadludzkiego wysiłku, trasa była prosta i po dobrych drogach. Czułem się natomiast strasznie sponiewierany przez warunki pogodowe, które pasowały do października a nie do czerwca.




  • DST 171.84km
  • Czas 07:40
  • VAVG 22.41km/h
  • VMAX 48.30km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 5000kcal
  • Sprzęt Trek 4300
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Warmii i Mazurach (dzień I)

Piątek, 1 czerwca 2012 · dodano: 02.06.2012 | Komentarze 0

Od początku wyjazd stał pod znakiem zapytania z powodu niekorzystnych prognoz pogody i mocno wahałem się, czy ruszyć. Od rana wiało i padało a wyjazd zaplanowałem na godz. 14:00. Jak się o 14:00 okazało, deszcz przestał padać, więc postanowiłem zaryzykować. W każdej chwili mogłem zawrócić. Nie było jednak takiej potrzeby bo popołudnie zrobiło się naprawdę ładne.

Najpierw ruszyłem na Dzierzgoń. Po drodze dopadła mnie jeszcze jedna chmura z deszczem, którą przeczekałem pod drzewem i był to ostatni deszcz tego dnia.
Od początku jechało mi się dobrze. Sprawę ułatwiał korzystny wiatr więc bez problemu utrzymywałem prędkość ok 26 km/h bez zbędnego szarpania.

Z Dzierzgonia poleciałem na Susz i dalej na Kisielice, gdzie zrobiłem małe zakupy i zrobiłem pierwszy dłuższy przystanek. Zmęczenia brak więc przystanek nie był szczególnie długi a tego popołudnia czekało mnie jeszcze kilka kilometrów.

Dalej pokierowałem się znaną trasą przez Biskupiec do Nowego Miasta Lubawskiego, w którym byłem ok 20:30. Pokręciłem się chwilkę po rynku, który o tej porze był całkowicie opustoszały. Widok pustego małomiasteczkowego rynku trochę mnie przygnębił więc i tutaj nie zabawiłem zbyt długo. Poleciałem zatem do Kurzętnika zaliczyć gminę i dalej pokierowałem się na Lidzbark Welski. W końcu jechałem odcinkiem drogi, który nie był mi znany.

W Lidzbarku zastała mnie wieczorna szarówka, chwilę pokręciłem się po mieście, po czym skierowałem się w stronę Działdowa. Po drodze zahaczyłem o Płośnicę (gmina) gdzie zmrok już nastał zupełny. Zrobiło się też nieprzyjemnie chłodno więc zarzuciłem na siebie pelerynę, nogawki ochraniacze na buty i softshellowe rękawiczki, które spakowałem w ostatniej chwili.
Dojeżdżając do Działdowa na termometrze było już zaledwie 5 st. więc chcąc się ogrzać zajechałem na Orlen na kawę i pączka.

W ten sposób zastała mnie północ. Zmęczenia nie czułem wcale jedynie chłód trochę przeszkadzał.

Zaliczone gminy: Susz, Kisielice, Biskupiec, Nowe Miasto Lubawskie, Kurzętnik, Lidzbark, Płośnica, Działdowo.